czwartek, 6 października 2016

Podwójnych studiów dzień pierwszy

       Pierwszy dzień zajęć w nowym roku akademickim. Wprawdzie jedynie organizacyjnych, ale i tak nie na wszystkich mogłam być. To był pierwszy z setek przyszłych zajmujących dni, na co sama się zdecydowałam, zapisując na dwa kierunki w dwóch miastach. Przed zajęciami odwiedziłam pocztę, a zaraz potem miałam angielskie konwersacje z językiem pisanym z nową prowadzącą, sympatyczną, a jednocześnie dość stanowczą. Sam przedmiot to dziwne połączenie, ale jeszcze mniej zadowalające jest to, że przez to znów będzie ustny egzamin z PNJA – choć dopiero w semestrze letnim, odwrotnie niż do tej pory. W przerwie między kolejnymi zajęciami odebrałam z dziekanatu indeks, zyskałam nową nadzieję na stypendium za wyniki – zobaczymy, czy moja średnia 4,625 tym razem wystarczy – i zyskałam parę dodatkowych zł za notatki z trzech zeszłorocznych przedmiotów. Moje notatki są bardzo dobre, o czym już kiedyś przekonała się znajoma Ł. i dlatego ponownie się do mnie zgłosiła. Akurat będzie na nową paczkę karmy dla chomików, która lada dzień będzie do odbioru. Z francuskiej gramatyki również zajęcia były jedynie wprowadzające, więc skończyliśmy na tyle wcześnie, że w drodze na zajęcia w Katowicach zdążyłam wstąpić jeszcze do Sephory.
       Na wydziale w Katowicach i tak byłam zdecydowanie za wcześnie i nie jestem zadowolona z tego, że z nikim nie rozmawiałam. Z niepełnosprawnym M., który dziś był na wózku, przywitałam się, ale to wszystko, nie wynikła z tego żadna rozmowa, więc usiadłam na krześle i czytałam „Uwięzioną w bursztynie”, imponujących rozmiarów kontynuację „Obcej”. Wciągnęłam się, lektura jak zwykle złagodziła wewnętrzne napięcie, ale między wersami wciąż czułam niezadowolenie ze swojej aspołeczności. Podstawy wiedzy o bibliotece to wykład, jednak zapowiada się na konwersatorium, a ja co drugie zajęcia muszę opuścić na rzecz zajęć w Sosnowcu, które dziś opuściłam. Sam przedmiot może być ciekawy, chociaż raczej nie fascynujący. Okaże się z czasem, na razie jak zawsze na początku odczuwam pewną dozę sceptycyzmu i niepewności, jak to będzie.

sobota, 16 lipca 2016

Nocne gorzkie żale

Znów praktycznie całą noc nie mogłam zasnąć, ani na chwilę, więc przez wiele długich godzin w mojej głowie szalała gonitwa myśli. O studiach, o pracy, o chomikach. I doszłam do wniosku, że już jakiś czas temu zgasła we mnie bezgraniczna miłość do chomików, pomimo zajmowania się adopcjami i podobnymi akcjami związanymi z chomikami. Uratowanie chomika może i sprawia mi przyjemność, ale tylko przez krótką chwilę, dzień, może dwa, a potem emocje opadają i jest tak, jak było wcześniej. Mam tyle chomików, a niewiele bawię się z którymkolwiek z nich, nie tylko przez wieczny brak czasu, którego mam przecież teraz znów więcej. Po prostu zgasła we mnie pasja, jedna z moich niewielu i teraz trzymam te wszystkie chomiki głównie z przyzwyczajenia, nie z prawdziwego uczucia. Gdy zaś gryzą szczeble lub głośno demolują klatkę, mam autentyczną ochotę zrobić im krzywdę. Nie wszystkim, ale z pewnością nie pałam już sympatią do przeznaczonej do adopcji trójki, Dynia też budzi we mnie szał, od kiedy jej ulubionym zajęciem stało się gryzienie prętów klatki, tak że nie omieszkam się trzepnąć jej porządnie dłonią, jej oraz Silvera, gdy robi to samo. To już z pewnością nie jest pozytywne uczucie, dlatego zdecydowałam, że T, Z i K oddam komukolwiek za symboliczną opłatą, która zniechęci osoby okazyjnie zbierające gryzonie na karmę dla węży itp. Niech czym prędzej bierze je ktokolwiek, naprawdę już nie interesuje mnie kto, dopóki nie jest to żaden terrarysta. Naprawdę mam serdecznie dość tej niefortunnej trójki. Dynię prawdopodobnie oddam do prawdziwej adopcji, do swojego wychowanego od oseska chomika mam jednak większy sentyment, więc dla niej chcę dobrego domu. Reszta chomików niech żyje sobie swoim życiem u mnie, postaram się okazywać im więcej zainteresowania i czułości, ale nie wezmę już żadnego nowego na przetrzymanie ani dla siebie, póki moje dotychczasowe żyją. A gdy i te stopniowo się wykruszą, sprzedam klatki i wyposażenie, zostawiając sobie miejsce na jednego, maksymalnie dwa chomiki. Koniec z hurtem rzędu 10-12 chomików. Może dzięki temu wróci moja dawna pasja do tych stworzeń. W każdym razie ten jeden czy dwa chomiki nie będą więcej mieszkały w klatkach, tylko w dużych akwariach, jeśli uda mi się zdobyć gdzieś i ulokować drugie. Koniec gryzienia prętów, które ostatnio budzi we mnie wściekłą furię i niepohamowaną agresję. Z pewnością poprawi to stan mojej psychiki oraz portfela, bo jedna duża karma 2,5 kg za 41 zł zacznie starczać na pół roku lub dłużej zamiast miesiąca, choć pieniądze mają akurat najmniejszą wagę w decyzji o zredukowaniu mojego zoo.

 Takimi oto gorzkimi przemyśleniami zajmuję się, gdy nie mogę spać, więc ostatnio poświęcam im naprawdę dużo, dużo czasu. To jedyne dostępne zajęcie, gdy nie mam szans na zdrowy sen, zaś jego poważny niedobór ewidentnie zaczyna mi równie poważnie szkodzić.

piątek, 15 lipca 2016

#1 - czyli wyniki rekrutacji, reakcje i nowa porcja snów

Wyniki rekrutacji na interesujący mnie kierunek pojawiły się już wczoraj i choć sama siebie przekonywałam, że to przecież nic, na pewno się dostanę, bo maturę napisałam niegdyś świetnie, więc czym tu się martwić, to tylko formalność... a jednak na chwilę przed sprawdzeniem wyników się zestresowałam :P Jednocześnie dzień wcześniej czytałam rozdział "Zasad Canfielda" o roli pozytywnych wyobrażeń i wizualizacji w osiąganiu wyznaczonych celów i ot tak w pewnej chwili wymyśliłam sobie, że fajnie by było znaleźć się na pierwszym miejscu na liście rankingowej w rekrutacji. I wyobraziłam sobie chwilową radość, jaka by temu towarzyszyła. I wczoraj sprawdziłam listę, a tam na pierwszym miejscu moje nazwisko :D Zupełnie niczego to nie zmienia, ale to jednak miłe chociaż raz być w czymś na pierwszym, a nie na drugim miejscu.

Wcześniej nikomu w ogóle nie wspominałam, że planuję starać się o miejsce na "bibliotekarstwie", jak ja to w skrócie nazywam, ponieważ dla członków mojej najbliższej rodziny, którzy nigdy nie byli na studiach, słowo "bibliotekoznawstwo" zapewne brzmi zbyt abstrakcyjnie. Wolałam ogłosić nowinę dopiero po ogłoszeniu wyników, akurat przy okazji urodzin taty, gdy wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole. I wkurzyłam się podejściem co niektórych. Jedna babcia zapytała, czy chciałabym pracować w bibliotece, na co odpowiedziałam twierdząco - chciałabym pracować w Bibliotece Śląskiej, z której tak często korzystam. Druga natomiast od razu stwierdziła, że bibliotekarstwa to nie warto studiować, bo gówniane pieniądze i w ogóle, czas marnować. Doprawdy? A co może o tym wiedzieć osoba, która nie studiowała tego kierunku, nie zna nikogo, kto go studiował, a do tego większość życia spędził nie pracując, lecz na rencie? Niczego jej nie ujmując, ale w tym wypadku wewętrznie oburzyła mnie jej reakcja, czego nie wyraziłam głośno tylko dlatego, że ewentualne straty wynikłe z "zepsucia" naszej dobrej relacji przewyższyłyby korzyści. Canfield powiedziałby, że źle postąpiłam, ale w tej kwestii się nie zgadzamy, ponieważ moje zachowanie kieruje się głównie rozumem i praktycznością, a duma i wychodzenie z twarzą z każdej sytuacji bez wględu na konsekwencje to obce mi pojęcia.

Ostatnio znów zaczynam mieć coraz bardziej złożone i barwne sny. Oczywiście wielu rzeczy nie udaje mi się wciąż uchwycić, ale samo pojawienie się ich dobrze rokuje. Choć bez wczorajszego pierwszego snu, który obudził mnie w nocy, naprawdę by się obeszło i z pewnością byłabym szczęśliwsza, bo był wyjątkowo patologiczny i przepełniony bezsilnością - to ona odróżniła ten mój koszmar od innych, które też są przecież wysoce patologiczne, a uwielbiam towarzyszące im emocje. Drugi "koszmar" był pozytywny, lecz jego nie udało mi się zapisać, zanim zmienił się w barwny, niewyraźny obłok w mojej pamięci.

środa, 6 lipca 2016

Obroniony licencjat i nowy pomysł na studia

Licencjat z języków stosowanych obroniony w zeszły czwartek na 4+, a zatem oficjalnie mam wykształcenie wyższe - gdyby to jeszcze miało jakieś większe znaczenie! :P Te trzy lata na UŚ-u minęły naprawdę szybko, choć nie w oka mgnieniu i w tym czasie nauczyłam się na pewno tego, że oceny zupełnie do niczego sie nie liczą i że dla ładnego indeksu, którego nikt nigdy nie będzie oglądał, chyba że sama go komuś pokażę, nie warto stawać na rzęsach i marnować czasu. Po prostu nie warto, skoro ten czas mogę poświęcić na więcej snu czy inne przyjemności. By the way, ostatnio nie miewam prawie w ogóle żadnych snów, poza takimi krótkimi pierdołami, jak np. pojedynek z lordem Voldemortem w parku opodal mojego bloku :P Ostatni naprawdę mocny sen pamiętam do teraz ze szczegółami, jednak od tamtej pory nie pojawiły się chyba żadne inne...

Oficjalnie zaczęłam wakacje i jak co roku, również tym razem dopadła mnie moja wakacyjna depresja związana z nagłą utratą jako takiego schematu planu każdego dnia. Do tej pory moje dni opierały się na planie zajęć na uczelni, którym podporządkowane były wszystkie inne rzeczy, jakie miałam zrobić danego dnia. Teraz nagle mam mnóstwo wolnego czasu i mnóstwo potancjalnych możliwości, co robić i czuję się z tym źle, bo w efekcie robię niewiele i jeszcze bardziej nie mam ochoty na robienie czegokolwiek, nawet na przyjemności. Moja coroczna przypadłość związana z początkiem wakacji, miejmy nadzieję, że niebawem minie.

Dziś obudziłam się o 3 w nocy, prawdopodobnie z powodu nadchodzącej burzy, która jednak minęła, a ja więcej nie zasnęłam. Chciałam spać, ale mój organizm najwyraźniej wiedział lepiej, czego mi potrzeba i zdecydował, że mogłam jedynie leżeć i przyglądać się, jak niebo za oknem stopniowo jaśnieje, by już o 4 nastał nowy dzień. Nie leżałam jednak zupełnie bezczynnie, bo myślałam o moich dalszych studiach i doszłam do wniosku, że pójdę na kierunek informacja naukowa i bibliotekoznawstwo, prawdopodobnie robiąc sobie rok przerwy, nim rozpocznę magisterkę z języków stosowanych. To nie pierwszy raz, kiedy pomyślałam o tych studiach, ale ostatnio było to bodaj na początku liceum... Nie wiem, czy to dobry wybór ani co przyniesie, ale być może doprowadzi mnie do pracy w ksiązkowym raju, w bibliotece. A może przybliży mnie w jakiś sposób do spełnienia marzenia o pracy w antykwariacie, czy też o własnym antykwariacie? Tak czy inaczej zapisałam się już w internetowej rekrutacji i przypieczętowaniem tej decyzji będzie wpłata opłaty rekrutacyjnej, ponieważ po tym z moimi wynikami z matury nie spodziewam się niezakwalifikowania. Planem awaryjnym jest magisterka, nad którą mogę rozmyślać aż do września, mam więc sporo czasu, by podjąć decyzję o roku przerwy.

A tymczasem wakacje trwają i czas poszukać jakiejś pracy, która pozwoli mi uzupełnić fundusze, ponieważ ostatnio niewielkie wydatki opróżniają moje ostatnie zapasy przeznaczone na bieżące sprawy. I tak długo się uchowały, zważywszy na fakt, że przez zeszłe wakacje pracowałam zaledwie kilka dni. Lecz tym zajmę się dopiero wtedy, gdy poczuję się lepiej niż mam się teraz.

sobota, 25 czerwca 2016

Outlander, Szkocja i moja powieść

Poza obroną, która czeka mnie w przyszły czwartek, skończyły mi się jakiekolwiek obowiązki uczelniane, a zatem sezon na seriale uważam za rozpoczęty :D Niestety skończyły się również obecne sezony moich ulubionych seriali: Reign (Nastoletnia Maria Stuart) i Once Upon a Time (Dawno, dawno temu - które swoją drogą ostatnio zrobiło się nudnawe, gdy mój faworyt Rumplestiltskin przestał pojawiać się w odcinkach regularnie), zaś Gry o tron pozostał zaledwie jeden jutrzejszy odcinek wieńczący 6. sezon, dlatego dziś odczułam potrzebę znalezienia czegoś równie interesującego. I znalazłam serial Outlander, w którym zakochałam się od pierwszego odcinka. Magia, przygoda i historia to przepis na serial dla mnie, a taki właśnie zapowiada się Outlander. Ale nie tylko to mnie w nim urzekło, lecz także fakt, że tak bardzo przywołuje wspomnienia z czasów, gdy pisałam moją powieść fantasy. Ten klimat...! I historia...! Już oglądając pierwszy odcinek w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że pisząc moją powieść zupełnie nieświadomie czerpałam ze szkockiego folkloru! Oglądając ten serial, momentami czuję się tak, jakbym właśnie oglądała adaptację niektórych moich wątków na ekranie. W tych momentach moja historia ożywa, a z innych czerpię inspirację dla fragmentów powieści, które w swoim czasie sprawiły mi pewien problem - a byłam tak blisko ich rozwiązania, co widzę dopiero teraz! I coś czuję, że być może to w te wakacje moja powieść - której zamysł jest prawie doskonały, lecz realizacja z czasów gimnazjum nie zawsze trafna i na poziomie - wróci na warsztat, a wciąż żywa w mojej pamięci historia przestanie być tylko dopracowanym pomysłem na poziomie idei.

niedziela, 12 czerwca 2016

DZIEŃ 44

Ostatnie dwa tygodnie na uczelni były taką masakrą, że nawet nie miałam czasu stresować się kolejnymi egzaminami! Najpierw dzisiątki nikomu niepotrzebnych zaliczeń, które potem zaczęły nakładać się z egzaminami (prawie wszystkie w jednym tygodniu!), a do tego równocześnie pisałam swój licencjat w każdym ułamku wolnej chwili. Zmęczenie było tak silne, że już nie byłam nawet w stanie zarywać kolejnych nocy, aby uczyć się na kolejne egzaminy z dnia na dzień - o wcześniejszej nauce nie było mowy. O dziwo skończyło się to najlepszymi ocenami, jakie kiedykolwiek do tej pory miałam na semestr - siedmioma 5 (!!!), jedną 3 i dwoma niewiadomymi, z których jedna wyjśni się już jutro na ostatnim egzaminie, ustnym francuskim. Szkoda, że poza samozadowoleniem te piątki do niczego więcej nigdy mi się nie przydadzą ;) Licencjat w trzech językach także już napisałam, choć w ostatnich dniach już nie mogłam na niego patrzeć, nawet na tę część o chomikach...

Niestety przez to wszystko stracilam sporą część dzieciństwa moich czterech chomicząt, które w tej chwili mają już 44 dni i dosłownie kilka zdjęć z ostatnich dwóch tygodni :( Nie tak miało to wyglądać... Wszystkie cztery wyrosły na piękne chomiki, choć szczegółowe określenie ubarwienia dopiero przede mną. Niedługo stworzę też, specjalnie na życzenie Łukasza, drzewo genealogiczne trzech pokoleń moich sreberek (i nie tylko) :)

A oto wyniki dzisiejszego ważenia:

Dynia, 84 g

Szarlotka, 93 g

Marcepan, 79 g

Popiołek, 84 g

Fretka, 139 g

Perełka, 156 g
(ciotka dzieciaków, 21 miesięcy)

i moje bezimienne, krótkowłose sreberko (48 dni)
niespokrewnione z powyższymi, 88 g

Rzecz jasna nie są to wszystkie chomiki, które obecnie u mnie mieszkają, ponieważ tychże jest 10 [Dynia, Szarlotka, Marcepan, Popiołek, Fretka, Perełka, Silver, Tina III, Tofik i bezimienny] + 4 gościnnie i zgoła nieplanowanie... Ciąg dalszy zdjęć wkrótce, gdy trochę się ogarnę :)

Szarlotka i truskawka

Fretka i truskawka

a tutaj gościnnie przyczajony brat bezimiennego ^^

czwartek, 26 maja 2016

DZIEŃ 27

Ostatnie dni razem, bo już w weekend samczyki wyprowadzą się do swojej klatki, a samiczki jeszcze przez jakiś czas pomieszkają z Fretką.

Kolacja tuż po generalnych porządkach





Bo przecież domek służy do tego,
żeby spać na dachu xD